Pierwszą rzecz o jaką zostałam zapytana po powrocie do Polski z Francji, było pytanie: „czego spodziewałaś się jadąc do Francji i jak te oczekiwania odnoszą się do obecnych twoich odczuć?” Prawdę mówiąc, nie miałam żadnych oczekiwań jadąc tam. Cieszyłam się, że mogę jechać i spędzić po raz pierwszy tyle czasu z moją wspólnotą. Starałam się chwytać każdy dzień i podziwiać te piękne Boże dzieła, które mogliśmy podziwiać w drodze do Francji, jak i w samej Francji. I jedyne słowo, jakie mi się nasuwa, by opisać to wszystko brzmi: „ŁAŁ!!!” Mój Bóg jest naprawdę wielki. Obcowanie z przyrodą w inną niż w Polsce było dla mnie czymś niezwykłym, czuło się bliskość, troskę, opiekę i potęgę Pana Boga. Przez cały ten czas prowadził nas i troszczył się o nas. On trzymał nas w całości szczególnie w sytuacjach stresowych. Bądźmy szczerzy, w jedną stronę jechaliśmy 19 godzin w ciasnym autobusie, do tego dochodzi stres i pytania: jak odbiorą nas ludzie? Czy przyjdzie ktoś jeszcze? Czy uda nam się przekonać choć jedną osobę? Czy sprzęt będzie działał? A potem kolejne 28 godzin powrotu z Francji do Rzeszowa. Z jednej strony byłam przerażona, gdyż wiedziałam jak wielkie jest to dla nas wyzwanie, ale także i próba wiary, sprawdzenia samej siebie jak i całej wspólnoty. I muszę wam powiedzieć, że ogromnie zaskoczyłam się sama i to bardzo pozytywnie. Pan Bóg przez cały czas trzymał nas „w kupie”, nie dopuszczał do nas większych konfliktów, rzeczy nie do pokonania. Przez cały ten czas modliłam się i czułam Bożą troskę nad nami. Prawdę mówiąc, mimo iż spędziliśmy tak długą podróż, nie czułam jej, gdyż czas wspólnie spędzony na śpiewie, modlitwie i rozmowach mijał nam bardzo szybko i tylko dochodzące SMS-y mówiące nam o opłatach telekomunikacyjnych uświadamiały nas o przekroczeniu kolejnej granicy, aż do Polski.
Jeśli chodzi o sam już pobyt we Francji i Wieczór Uwielbienia, pierwszy w Nimes, drugi w Avignon, to musze przyznać, że wiłam sie ogromnie z myślami. Podczas Uwielbienia w Nimes, gdzie był obecny w Najświętszym Sakramencie Pan Jezus, uderzyły mnie na początku 2 rzeczy. Pierwsza to ilość obecnych tam ludzi. Druga to ich zachowanie. Mówiono nam, że ludzi na wieczorze we Francji nie będzie za wiele i może miałam zbyt wygórowane oczekiwania, gdyż zazwyczaj na Rzeszowskich Wieczorach Uwielbienia jest prawie zawsze cały kościół, tak tu ludzie siedzieli tak mniej więcej w ławkach do połowy nawy głównej. Bynajmniej ja tyle widziałam i to mnie niesamowicie zasmuciło. Kolejnym rozczarowaniem okazał się dla mnie widok 3 dziewczyn w drugiej ławce, które cały czas świetnie się bawiły rozmawiając między sobą i śmiejąc się, podczas gdy ich kolega próbował ich uciszyć z marnym skutkiem. W tym momencie zaczęłam jeszcze bardziej uwielbiać Pana Boga, aby dotarł do choć jednej osoby, która tu przyszła i wyjdzie z tego kościoła odmieniona. Było to dla mnie bardzo trudne. Mimo że Ksiądz Łukasz przygotowywał nas do całego wydarzenia opisując kulturę, mentalność i zachowanie ludzi. Było to dla mnie trudne i nauczyło mnie pokory. Nauczyło mnie również, że w tej świątyni są ci, którzy naprawdę chcą tu być. W tym momencie dostałam słowo z Ewangelii wg św. Łukasza „W niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.
W Avignon już co prawda nie było Najświętszego Sakramentu, ale można było poczuć Ducha Bożego wśród zgromadzonych tam ludzi. Śpiewaliśmy te same piosenki, tylko oni po francusku, a my po polsku, ale przecież Pan Jezus rozumie każdy język, więc nie zwracaliśmy zbytnio na to uwagi. Młodzież chętnie włączyła się do modlitwy i nawet udało im się zaśpiewać jedną pieśń razem z nami po polsku, dla mnie było to niezwykłe. Wspólnie też tańczyliśmy, była cała sala młodych ludzi, było okropnie duszno i gorąco, ale nikomu to nie przeszkadzało. Tym spotkaniem ogromnie się podbudowałam.
Aczkolwiek nie tylko tym faktem. Rodzina u której mieszkałam wraz z moją koleżanką Sylwią, była bardzo wierząca, zwłaszcza dzieci. Pokój dziewczynki, który podczas naszego pobytu zajęłyśmy, był różowy w motylki, a na ścianie nad łóżkiem wisiał obrazek święty, wysuszona gałązka oliwna i ze 2 lub 3 różańce. Motyw świętego obrazka z gałązką oliwną zauważyłam też przy wyjściu koło drzwi oraz w jadalni. Ksiądz Łukasz wytłumaczył nam, iż we Francji w Niedzielę Palmową zamiast palm święci się gałązki oliwne, które potem trzymane są przez cały rok właśnie koło świętych obrazków lub krzyży. Ma to zapewnić Bożą opiekę. Przed każdym posiłkiem modliliśmy się śpiewem, po czym rozmawialiśmy trochę po francusku, trochę po angielsku, trochę po polsku, gdyż babcia Pani Natalii, u której pomieszkiwaliśmy, pochodziła z Polski, a jej mama płynnie mówiła w naszym języku. Potrafiła również zagrać na pianinie polski hymn narodowy, jak również pięknie go zaśpiewać. Sama Pani Natalia mówiła tylko trochę po polsku, ale język miłości jest wszędzie taki sam, więc nie mieliśmy większych problemów z komunikacją.
Pani Natalia powiedziała, iż była na pierwszych Światowych Dniach Młodzieży i chciałaby, aby jej najstarsza córka Filomene, która ma obecnie 14 lat, pojechała właśnie do Polski na ŚDM, ale nie wie czy będzie to możliwe, gdyż do tego czasu będzie jeszcze za młoda. Mimo to cały czas modliła się o to dla niej, a my obiecałyśmy również wsparcie modlitewne, ale nie tylko. Właśnie na wieczorze w Avignon spytałam się księdza, który jest koordynatorem ŚDM we Francji, przedstawiając mu cała sytuację. Nie macie pojęcia, jak ogromnie cieszyłyśmy się my wraz z naszą rodziną, gdy dowiedziałyśmy się, iż nie ma najmniejszych przeszkód, by Filomene przyjechała do Polski. Dla Boga nie ma bowiem nic niemożliwego. Ustaliłyśmy, iż podczas ŚDM Filomene zamieszka u Sylwii i już z wielką radością oczekujemy jej przyjazdu, będąc w stałym kontakcie.
Dziękowałam Bogu za tę rodzinę, że właśnie do nich nas posłał, za to że spotkaliśmy się z taką otwartością na drugiego człowieka, zaufania mu, czułego powitania jak i pożegnania. Mimo że mieliśmy wobec siebie pewną barierę językowa, nie przeszkodziło nam to zżyć się ze sobą i poczuć się jak u siebie, jak w domu. I za to wszystko Chwała Panu!!!
Dorota Ochmańska