Należę do Wspólnoty Rzeszowskich Wieczorów Uwielbienia. Jestem jej częścią już od dłuższego czasu. Ale gdyby mnie ktoś spytał, który Wieczór był dla mnie najważniejszy to odpowiedź brzmiałaby raczej: żaden. Podczas Wieczorów nie miałam szczególnych uniesień i nigdy nie miałam spoczynku w Duchu Świętym. W takim razie można by zapytać: skoro Wieczory nie są dla mnie szczególnym przeżyciem, to co ja w nich robię? Otóż nie. Wieczory są dla mnie bardzo ważne, bo choć w trakcie ich trwania nie przeżywam wielkich emocji, to wiem i wierze w to, że Duch Święty jest pośród nas, a w Eucharystii przemienia się prawdziwy Bóg. To On kieruje każdym słowem wypowiedzianym, to On nas gromadzi i łączy w trakcie takiego Wieczoru.
Czasami wydaje mi się, że z Eucharystią jest jak z prezentami od św. Mikołaja. Są prezenty wyczekiwane, gdzie spodziewamy się wielkiego WOW! I czasami jest takie WOW! Ale tylko na początku i przez chwilę. Są takie prezenty, że wiemy, co dostaniemy, bo sobie to życzyliśmy, zostały spełnione nasze oczekiwania. Ale ile to razy dostaliśmy prezent nietrafiony? Czy zawsze chodzi o te emocje, o te WOW? Czy jest zrezygnowanie, bo z góry wiemy, że to co dostaniemy będzie nietrafione? Czy po to chcemy dostawać prezenty? Czy z podobnym założeniem idziemy na Eucharystię?
Widziałam kiedyś bardzo prosty eksperyment. Poproszono kilkoro dzieci o napisanie listu do św. Mikołaja. Życzenia były proste tzn. różnego rodzaju zabawki, jak to dzieci. Potem powiedziano im, żeby napisały list do rodziców, co by chciały dostać od nich. Jak wielkie było zdumienie na twarzach rodziców, gdy czytali te listy, że jedyne czego chcą ich pociechy, to spędzać więcej czasu z mamą i tatą. Konkluzja eksperymentu jest jasna. My dobrze wiemy, czego chcemy, ale często zadajemy błędne pytania.
Dlaczego jestem we Wspólnocie Rzeszowskich Wieczorów Uwielbienia? Odpowiedz jest prosta. To jest mój czas z Jezusem. On mnie tu przyprowadził, bo wie o ile lepiej jest przeżywać Ucztę w towarzystwie niż samemu. W gronie ludzi tak różnych od siebie, bo każdy przychodzi z czymś innym w sercu i każdy chce jednego – uwielbiać Boga. Jedni dziękują za dobro i sukcesy, inni za ból i cierpienie. A gdy znam człowieka, który stoi koło mnie, to mogę współweselić się z nim, a gdyby się smucił, to ocierać jego łzy.
Myślę, że dobro i sukcesy są po to, żebyśmy nie zapomnieli o tym, jak wartościowi jesteśmy i że jest tak wiele powodów do radości. Natomiast porażki i cierpienie kształtują i hartują charakter, bo kochający Ojciec wie, co i ile czego potrzeba jego dzieciom.
Który Wieczór był najważniejszy? Lepiej zapytać który jest, bo najważniejszy to ten, który jest i trwa obecnie.
Chwała Panu za to, że mnie stworzył i pozwolił być tu i teraz.