Słowo ma moc!
Życie bez Boga, bez rozmowy z Nim, bez codziennej walki o Niego prędzej czy później staje się nie do zniesienia. Pustka wywołana brakiem Stwórcy nie może zostać niczym innym wypełniona. I choć nie wiem jakbyśmy się starali to zmienić, nie zmienimy tego. Tak też było w moim życiu.
Nasze życie to splot różnych wydarzeń. Każdego dnia wstajemy i wykonujemy tysiące różnych rzeczy. Spożywamy posiłki. Idziemy do pracy, uczelni, szkoły. Czytamy i piszemy. Pracujemy fizycznie i umysłowo. Przeżywamy radosne i smutne chwile. Bywa tak, że wszystko się układa, ale zdarza się też tak, że nic nam nie wychodzi. Często, choć wokół nas dużo się dzieje, choć jesteśmy bardzo zajęci i zapracowani, czujemy pustkę. Czegoś lub kogoś nam brakuje. Przyjmujemy więc kolejne zlecenia, czytamy kolejną mądrą książkę, idziemy znów na spotkanie, jemy przysłowiową pizzę ze znajomymi, a w wieczornej porze dnia wertujemy Internet, żeby znaleźć coś ciekawego, co przykuje naszą uwagę.
W zabieganiu tysiąca spraw – jak często lubię mawiać – odłożyłem Boga gdzieś na dalszy plan. Nie miałem zwyczajnie czasu na głębszą relację z Nim. Bo przecież praca, doktorat, bo badania, artykuły, bo spotkania, podjęte wcześniej zobowiązania. Bo trzeba zrobić to i tamto, bo… Tymczasem moje zabiegane życie stawało się coraz bardziej pozbawione duchowego pierwiastka. Brak czasu – odwieczne tłumaczenie, a także stwierdzenie: nie ma sensu się dalej starać – to były dwa główne powody, dla których stopniowo zatracałem duchowe życie. Na początku niepostrzeżenie, bo bez jednego „Ojcze nasz” nic się przecież nie stanie. Potem tydzień i dwa bez łaski, wreszcie miesiąc. W końcu myśl: nie warto się spowiadać, bo i tak wrócę do tych samych grzechów.
Potrzeba mi było opamiętania, dotknięcia Boga. W największym zabieganiu dostaję propozycję: zaśpiewaj z nami na Festiwalu Wiary. Pierwsze myśli w głowie: nie teraz, nie chce, to strata czasu. Potem kolejne: a może jednak, może Bóg chce mi coś powiedzieć, może to szansa pogłębienia relacji z Nim, sposobność na dokonanie osobistego nawrócenia.
Na Festiwal Wiary przyszedłem kompletnie nieprzygotowany, jak pszczoła wyciągnięta prosto z ula, gdzie gwarno, tłoczno i głośno. Coś odsłuchałem z nagrań i byłem na dwóch próbach, ale to za mało, by dobrze śpiewać. Tak naprawdę nie mogłem powiedzieć, że znam repertuar. Byłem częścią wspólnoty, która śpiewem animowała to wydarzenie. Zostałem postawiony w centrum, na scenie, na dodatek w dziwnym białym stroju. Musiałem nie tylko śpiewać, ale też słuchać wszystkich konferencji, stać, klęczeć, być tam przez te trzy dni od rana do późnych godzin wieczornych. Pojawił się zrozumiały bunt: tyle do zrobienia, a ja tu siedzę i tracę czas. Pomyślałem: Boże daję Ci te trzy dni, a Ty działaj we mnie tak, jak zechcesz, zrób coś z moim życiem, bo czuję niemoc i kompletną pustkę.
O Festiwalu Wiary mógłbym pisać wiele. Działo się tam dużo dobrego, dużo powiedziano i przekazano, dużo ludzi się wyspowiadało i doświadczyło obecności Boga w swoim życiu. Były też nawrócenia i uzdrowienia. Mnie też sporo tych treści i wydarzeń mocno dotknęło, a szczególnie konferencja pt. „Słowo ma moc”, wygłoszona przez charyzmatyczną Magdalenę Plucner ze wspólnoty Szkoły Nowej Ewangelizacji.
Magda przypomniała nam, że słowo ma prawdziwą moc. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mówimy, jakie słowa wypowiadamy, a już w ogóle nie zastanawiamy się nad tym, że możemy nimi ranić innych ludzi, nieraz bardzo głęboko, na całe życie. Wówczas skazujemy ich na bycie nieudacznikiem, kimś gorszym, kimś, komu nic dobrego już nie ma prawa się zdarzyć. Bóg mówi: w mocy twojego języka jest słowo. Tak, niby o tym wiemy, ale czy rozumiemy, co to oznacza? Codziennie słyszymy różne słowa wypowiadane pod naszym adresem. Często są to negatywne określenia, np.: jesteś głupia, beznadziejna, do niczego w życiu nie dojdziesz, nigdy nie będziesz mieć pieniędzy, nic ci się nie uda, twoja praca nie ma sensu… Ludzie przypinają nam łatki, ale sami też to robimy. Zaczynamy wierzyć w te kłamstwa, przyjmować jako prawdę o sobie i o innych. Z czasem to się w nas utrwala do tego stopnia, że święcie wierzymy, iż tak ma być. Wierzymy, że jesteśmy kompletnymi nieudacznikami i że naprawdę nic nas dobrego nie spotka. Dlaczego? Bo skoro wszyscy to od lat powtarzają i skoro ciągle mam same trudności, to niby czemu miałoby nagle stać się inaczej? Wkręcamy sobie ten film. Staje się on naszym życiowym mottem. Nie potrafimy już inaczej, a kolejne życiowe niepowodzenia tylko nas utwierdzają w tym postanowieniu. Magda wygłaszając konferencję przyklejała uczestnikom Festiwalu karteczki, które symbolizowały wszelkie łatki, przytyki. I w pewnym momencie wyświetliła na ekranie myśl, która mnie urzekła do głębi:
„Woda nie jest w stanie zatopić łódki, dopóki nie dostanie się do środka. Tak samo nic, co jest negatywne, nie jest w stanie wpłynąć na ciebie, zdołować cię, dopóki sam na to nie pozwolisz”.
W dalszej części konferencji pokazała, że lekarstwem na te wszystkie kłamstwa są błogosławieństwa. Żyć w błogosławieństwie, to dobrze mówić, czyli żyć pełnią szczęścia. Szczęście zaś to nie uczucie, ale decyzja, czyli postanawiam być człowiekiem radosnym, a moja radość płynie od Jezusa. „Ja ci błogosławię” – powinniśmy często wypowiadać te słowa, żyć nimi i kierować je do wszystkich ludzi niezależnie od wiążących nas z nimi relacji. Magda wypowiedziała też mądre zdanie: możemy żyć od Festiwalu Wiary do Festiwalu Wiary, od rekolekcji do rekolekcji…, ale możemy też żyć tak, jakby ciągle w naszym życiu działo się coś ważnego, a nie jak na pustyni. Przypomniała nam, że Bóg ciągle do nas mówi: zostaw to myślenie (nic mi się nie uda, nic nie osiągnę…), stworzyłem cię do wielkich rzeczy! To nasza decyzja, co z tym zrobimy. Możemy ciągle powtarzać: nie mam powodów do radości, nic mnie nie cieszy. Ale możemy też je stworzyć! Wstając każdego dnia mówić pierwsze słowa: Boże dziękuję Ci, że żyję! Lub mówić: Boże, wszystko mnie boli, okropny dzień. Jest tutaj zasadnicza różnica. Sposobem na uwolnienie się od tych kłamstw, które są w nas, którymi tak bardzo nasiąkliśmy jest słowo: w imię Jezusa odwołuje to kłamstwo! To znaczy, że odcinam się od złych emocji, od złych etykietek, łatek, od nieprawdy o mnie i o innych ludziach.
W moim życiu jest dokładnie tak, jak przedstawiła to Magda. Przez całe lata wierzyłem w to, co mówili mi ludzie, szczególnie ci bliscy. Najpierw uwierzyłem słowom wypowiadanym przez rodziców. Uwierzyłem ojcu, że jestem do niczego, że myślę wtedy, kiedy trzeba pracować, pracuję wtedy, kiedy trzeba myśleć, że nie potrafię wykonać prostych czynności, jestem niezdarny, jestem ciężarem, udręką… Potem kolejne słowa, które związane były z moim zaangażowanie w oazę: chodzisz do Kościoła a jesteś taki nieużyteczny, niby taki święty a mnie nie słuchasz, lepiej idź na księdza, bo nie ma z ciebie żadnego pożytku w domu… Tych wyrażeń było bardzo wiele. Powtarzane były przy różnych okolicznościach, często w zdenerwowaniu, mocno wyartykułowane. Co gorsza, nigdy nie zostały cofnięte, nie było momentu: odwołuję to kłamstwo o tobie, przepraszam cię za to słowo. Zacząłem w te słowa wierzyć. Przyjmować je jako prawdę o sobie. Byłem przekonany, że naprawdę jestem do niczego, że żaden ze mnie mężczyzna, że nic nie osiągnę w życiu, nic nie potrafię… Ale Bóg wyprowadził mnie z tego kłamstwa. Postawił na mojej drodze ludzi, którzy uwierzyli we mnie. Postawił mnie w nowym środowisku, gdzie sam zacząłem w siebie wierzyć, gdzie dostrzegłem, że jednak coś umiem, w czymś jestem naprawdę dobry, może nie najlepszy, bo nie o to chodzi, ale potrafię coś zrobić. Podjąłem wyzwanie i zadanie. Zacząłem się w tym rozwijać, robić to, co daje mi prawdziwe szczęście, co jest moją pasją, radością życia i przestałem ciągle myśleć, że jestem zupełnie do niczego.
Festiwal Wiary przypomniał mi tę prawdę o sobie, że jestem powołany do życia w radości i szczęściu. Ale przypomniał mi też bardzo mocno, że bez Boga mogę szybko zatracić poczucie tej radości i wszelkiego sensu. Będąc w czymś super, a będąc daleko od Tego, który jest źródłem prawdziwej radości, mogę szybko upaść, znów uwierzyć w łatki i kłamstwa, a moje dalsze starania, żeby to zmienić, będą daremne. Przede mną długa droga nawracania, dojrzewania w wierze, poznawania i odkrywania prawdy o Bogu i o sobie samym, ale wiem, że On pragnie mojego szczęścia. Festiwal Wiary zatrzymał mnie w codziennym biegu i pokazał, co jest w życiu naprawdę ważne i za to dziękuję Bogu!
Tomasz Wójcik