Nie wiem jak zacząć, może będzie trochę nieskładnie, dzieciaczki biegają wokół mnie i hałasują, ale czuję że muszę coś napisać i to własnie teraz. Pierwszy raz byłam na Wieczorze, to było coś niezwykłego…. Na początku normalnie Msza Św. i tak sobie nawet myślałam co w tym takiego szczególngo w tym Wieczorze, ale później nie wiem nawet w jakim momencie serce zaczęło mi mocniej bić, jakieś takie „ciarki” mnie przenikały, a z oczu same zaczęły płynąć łzy. Wymawiane słowa przez Księdza przed Najświętszym Sakramentem były jakby tym wszystkim, czego sama nie potrafiłam tak otwarcie i bezpośrednio Mu powiedzić, później w sercu mówiłam Panu to wszystko co mi gdzieś tam leżało. Uświadomiłam sobie że moja dotychczasowa modlitwa to dopiero pierwszy krok, aby tak naprawde dobrze się modlić, mam nadzieję, że się tego nauczę.
Wydawało mi się że jestem szczęśliwą osobą, kochajacy mąż, cudowne dzieciaczki, i właściwie tak jest, ale nie do końca, poczułam się, nie wiem jak to określić – taka wolna, śmiałam się później sama do siebie, bo byłam taka szczęśliwa. Taka codzienność dnia czasem powoduje, że nie dostrzegamy rzeczy, które dają nam tyle radości, uświdomiłam sobie, że te rzeczy, które robimy w ciągu dnia są ogromnym darem, za który nie potrafimy dziękowć, a często narzekamy i mamy pretensję do wszystkich i o wszystko, gdy nie dajemy rady.
Jestem mamą spędzającą cały swój czas z dziećmi w domu, czasem dopada mnie takie zmęczenie, że sobie myślę, że nie ma to jak takim, co nie mają dzieci ( wiem to głupie, ale to tylko chwilowe:)). Od jakiegoś czasu szukałam sama nie wiem czego, jakiejś zmiany, odreagowania, ale już wiem, bo znalazłam. Wieczór Uwielbienia to dla mnie „naładowanie akumulatora”, mam nadzieję na cały miesiąc wystarczy, trzeci wtorek to będzie takie moje „wychodne”.
Dzięki wielkie wszystkim którzy organizują Wieczory i za zaproszenie, jest to coś wspaniałego!!!!
Anna